Wchodząc do kina pokierowaliśmy się do kasy.
- To co jakiś horror czy może wolisz komedie romantyczną? - Spytałem dziewczyny ustawiając się w kolejce.
- Zdecydowanie horror, kocham je. - Odparła z entuzjazmem.
- W takim razie poproszę dwa na [REC3]. - Zwróciłem się do kobiety za ladą.
- 20 funtów poproszę.
- Yyy.. co ty robisz? - Spytałem Van kiedy zauważyłem, że wyciąga portfel.
- No.. chcę zapłacić? - Zapytała z sarkazmem.
- Przecież mówiłem ci, że zabieram cię na kawę, no może nie dosłownie ale to chyba oczywiste, że stawiam.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. - Przerwałem jej. - Dzisiaj ja za wszystko płacę, a ty tylko masz się dobrze bawić zrozumiano?
- OK. - Odpowiedziała i posłała mi ciepły uśmiech.
- Przepraszam ale inni też tu czekają. - Kasjerka przerwała mi konwersację z Vanessą. - Nic nie odpowiadając wręczyłem kobiecie pieniądze, a ona po chwili dała nasze bilety. Razem z Vanessą poszliśmy jeszcze po coś do jedzenia.
- Co byś chciała? - Zwróciłem się do blondynki.
- Popcorn i colę.
- Ok, ja poproszę to samo tylko w większym wydaniu i może jeszcze nachosy, twix'a i orzeszki w karmelu. - Gościu stojący za lada trochę dziwnie się na mnie spojrzał, a Van tylko wybuchła śmiechem.
- No co? - Zapytałem kiedy wchodziliśmy na salę kinową, bo dziewczyna cały czas podśmiechiwała się pod nosem.
- Zjesz to wszystko przez 1,5 godziny?
- Bez najmniejszego problemu, skoro jesteś naszą fanka to myślałem, że wiesz o moim zamiłowaniu do jedzenia. - Uśmiechnąłem się do niej.
- Wiedziałam ale nie myślałam, że to wszystko prawda. No wiesz nie wiadomo co te media mogą sobie wymyślić.
- O tym akurat nie kłamali. - Kolejny raz posłałem dziewczynie uśmiech i zajęliśmy miejsca.
Horror jak dla mnie był
dość straszny ale chyba dla Vanessy wręcz przeciwnie. Kiedy z
moich ust wydobył się niepohamowany krzyk dziewczyna śmiała się
wniebogłosy.
- Nie myślisz, że powinno być odwrotnie.? - Van wydusiła przez śmiech.
- Ale co?
- No, że to ja powinnam krzyczeć, a ty powinieneś mnie przytulać abym się nie bała?
- No w sumie tak ale ty chyba też możesz mnie poprzytulać, co? - Spojrzałem na nią błagalnie.
- No to chodź ty mój mały tchórzu.
- Oj wypraszam sobie, horrory to akurat mój słaby punkt. - Udałem obrażonego.
- To czyli już nie chcesz przytulaska? - Niebieskooka kolejny raz się zaśmiała.
- Chcę, chcę. - Krzyknąłem i po chwili wtuliłem się w Van.
Dziewczyna pięknie pachniała wanilią... Zacząłem „zaciągać” się jej zapachem aż zauważyłem, że Vanessa dziwnie się na mnie patrzy.
- Przepraszam ale bardzo ładnie pachniesz. - Powiedziałem lekko zmieszany.
- Dziękuję. - Delikatnie się zarumieniła.
- To co idziemy, bo i tak się zaraz skończy, a mi się już znudził.
- Spoko. - Złapałem ją za rękę i pomogłem wstać. - To co jakiś spacer? - Zaproponowałem kiedy wyszliśmy z kina.
- Z tobą zawsze. - Van popatrzyła mi w oczy i kolejny raz na jej twarzy zagościł uśmiech ujawniając przy tym niewielkie dołeczki.
Znów rozpłynąłem się w widoku dziewczyny ale zaraz się opamiętałem, bo mogło to dość dziwnie wyglądać.
Ugiąłem rękę w łokciu tak aby Vanessa mogła mnie za nią ująć. Postanowiliśmy iść do parku, a że było strasznie gorąco i nie chciało nam się chodzić to zasiedliśmy na pobliskiej ławce w cieniu.
- Wiesz Van, bo za 6 dni wyruszamy w trasę i... - Zacząłem niepewnie.
- Tak wiem, bardzo cieszę się, że mogłam cię poznać.
- Ale właśnie o to mi chodzi, że ja nie chcę kończyć z tobą znajomości, a my już jutro niestety musimy wyjechać. - Spuściłem głowę w dół.
- Ja również chciałabym się z tobą przyjaźnić, a zresztą od czego jest skype i sms'y.
- No ale to nie to samo.
- Ale zawsze coś.
Przez moment zapanowała niezręczna cisza, którą postanowiłem w końcu przerwać.
- Skoro nie będziemy się widzieć chciałbym ci coś dać. - Wyciągnąłem z kieszeni pudełeczko, w którym znajdowała się bransoletka. - Chciałem ci to dać abyś o mnie pamiętała. - Otworzyłem małe pudełeczko.
- Dziękuję to jest takie słodkie. - Wtuliła się we mnie.
- Podoba ci się?
- Bardzo, jest śliczna. Założysz? - Wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Oczywiście. - Ująłem jej delikatną dłoń i zapiąłem bransoletkę.
- Pasuje idealnie, dziękuję jest naprawdę śliczna. Tylko, że ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie szkodzi, twoja obecność w zupełności mi wystarczy. - Chyba lekko się zaczerwieniłem, bo z tym wyznaniem mogło być trochę za szybko. Jakoś w tej chwili nie za bardzo kontrolowałem słów. Kiedy rozmyślałem nad tym co przed chwilą powiedziałem do Van dziewczyna zbliżyła się do mnie i złożyła pocałunek na moim policzku. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się mega smile. Wpatrywaliśmy się tak w siebie do momentu kiedy dziewczyna nie dostała sms'a.
- Przepraszam ale muszę już iść. - Powiedziała z niezadowoloną miną.
- Coś się stało?
- Nie tylko przyjaciółka potrzebuje mojej pomocy.
- Poczekaj odwiozę cię.
- Dobrze. - Podnieśliśmy się z miejsca i ruszyliśmy w kierunku gdzie zostawiłem samochód.
Całą drogę siedzieliśmy w ciszy mimo że miałem jej tyle do powiedzenia. Będąc na miejscu niestety nadszedł czas pożegnania, wysiadłem szybko z samochodu aby otworzyć drzwi Van. Kiedy odprowadziłem ją pod drzwi jej mieszkania stanąłem na wprost niej i spojrzałem w oczy.
- Wiesz, że nie zobaczymy się przez prawie pół roku? - Zacząłem.
- Tak, wiem.
- Bardzo żałuję, że nie mogłem poznać cię wcześniej, mam ci jeszcze tyle do opowiedzenia.
- Ja również. To co jutro na skypie?
- Jasne będę czekać.
- Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj, było mi bardzo miło. Będę tęsknić.
- Ja też. - Miałem do niej podejść ale wyprzedziła mnie i kolejny raz dzisiaj pocałowała mnie w policzek. Na koniec wymieniliśmy się uściskami i po chwili zniknęła już za drzwiami.
Perspektywa Samanty.
Początek dnia zaczął się dość miło. Kiedy wstałam na dole siedział już tata z kubkiem kawy w ręku. Wyściskałam się z nim i zrobiłam sobie śniadanie. Gawędziliśmy sobie tak do momentu kiedy Louis nie zszedł do nas. Lou przywitał się z moim ojcem, który nie za bardzo wiedział co się dzieje. Wytłumaczyłam mu wszystko, a on tylko życzył nam szczęścia. Za to właśnie kochałam mojego tatę, był strasznie tolerancyjny i robił wszystko abym ja i Liam byli szczęśliwi.
Na imieninach cioci Victorii atmosfera była dość napięta, było tak jak przewidywał Louis ale tylko do momentu aż na stole nie pojawiły się procenty. Potem wszyscy się rozluźnili i nikt nie zważał na to jak wcześniej potraktował mnie Lou. Na „imprezie” nie posiedzieliśmy za długo, bo przed 18.00 mieliśmy samolot do Londynu. Pożegnaliśmy się z całą rodzinką i wraz z rodzicami udaliśmy się do domu. Kiedy byliśmy już spakowani było około godziny 16.30 więc pomału musieliśmy się szykować do wyjścia, bo czekała nas odprawa itd. Louis wziął nasze walizki, a ja bagaż podręczny i zeszliśmy na dół gdzie czekali już na nas rodzice.
- Będę tęsknić mamo. - Przytuliłam rodzicielkę do siebie.
- Ja również, obiecaj że wkrótce nas odwiedzisz.
- Jasne, przy każdej najmniejszej okazji. - Wyściskałyśmy się z całej siły i obdarowałyśmy pocałunkami w policzki.
- To co zbieramy się? - Zapytał tata, który miał nas zawieźć na lotnisko.
- Tak, już. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Tylko ją tam pilnuj Louis. - Mama zwróciła się do mojego chłopaka.
- Oczywiście. - Odpowiedział i ruszył za moim ojcem do samochodu.
- Pa mamo.
- Pa Sami, trzymaj się i wyściskaj Liam'a.
- Jasne. - Pokiwałam jej i ruszyłam w stronę samochodu.
Louis z tatą siedzieli już na przodzie, a ja zajęłam tyły. Droga przebiegła nam dość szybko, gdyż lotnisko znajdowało się niedaleko domu. Będąc na miejscu pożegnałam się z tatą jak i również Lou i ruszyliśmy na odprawę. Oczywiście nie obyło się bez fanek. Już widzę jutrzejsze okładki czasopism „Louis Tomlinson przyłapany z dziewczyną przyjaciela.” czy coś w tym stylu, ale w tym momencie miałam to głęboko gdzieś więc po prostu czekałam aż będziemy mogli wejść do samolotu. Kiedy wreszcie nadszedł ten oczekiwany moment razem z Lou zasiadłam na tyłach samolotu i wtuliłam się w niego.
- Pamiętasz jak lecieliśmy razem na Hawaje? - Zapytał się kiedy wznosiliśmy się już w powietrzu.
- Oczywiście, nigdy bym nie zapomniała.
- Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Byłoby super. - Uśmiechnęłam się na same wspomnienie kiedy to z całym 1D wybraliśmy się na wakacje na tą piękną wyspę. Spędziłam tam z Lou chyba najpiękniejsze chwile życia, zacząwszy od słodkich kolacjach, a kończąc na upojnych nocach. Lot minął dość spokojnie, przez cały czas patrzałam przez okno i podziwiałam widoki oraz wymieniałam się z Louim krótkimi spojrzeniami i całusami.
Po podróży byliśmy trochę zmęczeni więc szybko złapaliśmy jakąś taksówkę tak aby nikt nas nie zauważył i pojechaliśmy do domu.
Będąc już na naszej posesji złapałam za klamkę drzwi wejściowych będąc pewna, że będą otwarte, gdyż pozostali powinni już być w domu, jednak tak nie było. Spojrzałam tylko na Lou, który wzdrygnął ramionami i podał mi swoje klucze.
- Jest tu kto?!! - Lou wydarł się po przekroczeniu progu. Nikt nie odpowiedział co znaczyło, że jeszcze nie przyjechali. - Zadzwonię do Hazzy. - Oznajmił mi i wybrał numer do przyjaciela. W czasie kiedy Lou rozmawiał z lokowatym udałam się do toalety załatwić potrzebę. Kiedy zeszłam na dół Lou już zajadał się marchewką.
- To gdzie są chłopacy? - Zapytałam go.
- Musieli zostać jeszcze jeden dzień, bo Niall poznał jakąś dziewczynę i koniecznie musiał się z nią spotkać. - Wszystko mi wytłumaczył.
- Czyli dzisiaj cały dom mamy dla siebie? - Chytrze się uśmiechnęłam.
- No na to wygląda.
- To chyba skorzystamy z okazji co? - Popatrzyłam wyczekująco na Lou.
- Na pewno chcesz? - Zapytał.
- Jeszcze się pytasz... - Podeszłam do niego i wyrwałam mu marchewkę.
- Ej oddawaj!!
- To ją sobie weź. - Zaczął mnie gonić, a ja uciekłam do kuchni jednak od razu mnie złapał i posadził na blacie.
- Dobra weź już sobie tą marchewkę.
- Wolę ciebie. - Odłożył warzywo na bok i zaczął delikatnie muskać i lizać moją szyję. Po chwili zerwał ze mnie koszulkę i kontynuował czynność lecz tym razem na dekolcie i brzuchu. Kiedy już zaczął rozpinać mi spodnie ja niechcący zahaczyłam ręką o kubek, który spadł i roztrzaskał się o kafelki.
- Lepiej chodźmy do mojego pokoju. - Uśmiechnął się i wziął mnie na ręce. Nie przedłużając zsunął ze mnie spodnie i zaczął całować po udach. Momentalnie świat zaczął wirować mi przed oczami. Poczułam, że jego ręce wędrują po moim brzuchu zbliżając się do moich piersi. Lou rozpiął mi stanik i zaczął je pieścić. Pojękiwałam cicho co pokierowało Louis'a do dalszego działania. Zaczął delikatnie ssać moje sutki, wplotłam ręce w jego włosy i zaczęłam szybciej oddychać. Jego ręka wodziła po moim brzuchy lecz po chwili znalazła się w moich majtkach. Lou zaczął zsuwać mi ostatnią część garderoby.
- Na pewno tego chcesz? - Spojrzał niepewnie w moim kierunku. Wywróciłam tylko oczyma i przejęłam inicjatywę. W ekspresowym tempie ściągnęłam jego koszulkę i zaczęłam lizać jego umięśniony tors. Z każdą sekundą schodziłam coraz niżej do 'przyjaciela' Lou. Będąc u celu zaczęłam całować jego 'marcheweczkę' przez spodnie, czułam jak z każdą chwilą nabrzmiewa i podnosi się. Nie przedłużając ściągnęłam z niego spodnie, a zaraz po tym bokserki. Chwyciłam w ręce jego przyrodzenie i zaczęłam jeździć w górę i w dół nadając przy tym coraz większe tempo, Lou oddychał coraz głośniej. Kiedy 'przyjaciel' Lou przybrał już wystarczające rozmiary wygodnie ułożyłam się na plecach i rozłożyłam nogi dając sygnał na to, że jestem gotowa. Louis usiadł na mnie okrakiem i wszedł we mnie powoli i delikatnie. W końcu poczułam go w sobie. Zaczął wykonywać stopniowe ruchy ale z każdą minutą przyspieszał. Było mi tak niesamowicie dobrze, krzyczałam wniebogłosy. Kiedy poczułam, że wkrótce dojdzie do 'wybuchu' Lou wyszedł ze mnie, gdyż nie chcieliśmy aby skończyło się to wpadką. Postanowiłam ulżyć mu ustami. Chwyciłam go w usta i wykonywałam ruchy w górę i w dół, Lou sam postanowił wyznaczać tempo więc złapał mnie za włosy i pokierowywał jak mu było wygodnie. Zaraz po tym Louis wybuchł jak fontanna.
- Kocham cię. - Wyszeptał kładąc się obok mnie.
- Ja ciebie też. - Czule pocałowałam go w usta.
- Idziemy pod prysznic?
- Z tobą zawsze. - Uśmiechnęłam się i udaliśmy się do łazienki.
Nawzajem wymyliśmy się pieszcząc przy tym.
Gotowi położyliśmy się w łóżku i zasnęliśmy wtuleni w siebie.
- Nie myślisz, że powinno być odwrotnie.? - Van wydusiła przez śmiech.
- Ale co?
- No, że to ja powinnam krzyczeć, a ty powinieneś mnie przytulać abym się nie bała?
- No w sumie tak ale ty chyba też możesz mnie poprzytulać, co? - Spojrzałem na nią błagalnie.
- No to chodź ty mój mały tchórzu.
- Oj wypraszam sobie, horrory to akurat mój słaby punkt. - Udałem obrażonego.
- To czyli już nie chcesz przytulaska? - Niebieskooka kolejny raz się zaśmiała.
- Chcę, chcę. - Krzyknąłem i po chwili wtuliłem się w Van.
Dziewczyna pięknie pachniała wanilią... Zacząłem „zaciągać” się jej zapachem aż zauważyłem, że Vanessa dziwnie się na mnie patrzy.
- Przepraszam ale bardzo ładnie pachniesz. - Powiedziałem lekko zmieszany.
- Dziękuję. - Delikatnie się zarumieniła.
- To co idziemy, bo i tak się zaraz skończy, a mi się już znudził.
- Spoko. - Złapałem ją za rękę i pomogłem wstać. - To co jakiś spacer? - Zaproponowałem kiedy wyszliśmy z kina.
- Z tobą zawsze. - Van popatrzyła mi w oczy i kolejny raz na jej twarzy zagościł uśmiech ujawniając przy tym niewielkie dołeczki.
Znów rozpłynąłem się w widoku dziewczyny ale zaraz się opamiętałem, bo mogło to dość dziwnie wyglądać.
Ugiąłem rękę w łokciu tak aby Vanessa mogła mnie za nią ująć. Postanowiliśmy iść do parku, a że było strasznie gorąco i nie chciało nam się chodzić to zasiedliśmy na pobliskiej ławce w cieniu.
- Wiesz Van, bo za 6 dni wyruszamy w trasę i... - Zacząłem niepewnie.
- Tak wiem, bardzo cieszę się, że mogłam cię poznać.
- Ale właśnie o to mi chodzi, że ja nie chcę kończyć z tobą znajomości, a my już jutro niestety musimy wyjechać. - Spuściłem głowę w dół.
- Ja również chciałabym się z tobą przyjaźnić, a zresztą od czego jest skype i sms'y.
- No ale to nie to samo.
- Ale zawsze coś.
Przez moment zapanowała niezręczna cisza, którą postanowiłem w końcu przerwać.
- Skoro nie będziemy się widzieć chciałbym ci coś dać. - Wyciągnąłem z kieszeni pudełeczko, w którym znajdowała się bransoletka. - Chciałem ci to dać abyś o mnie pamiętała. - Otworzyłem małe pudełeczko.
- Dziękuję to jest takie słodkie. - Wtuliła się we mnie.
- Podoba ci się?
- Bardzo, jest śliczna. Założysz? - Wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Oczywiście. - Ująłem jej delikatną dłoń i zapiąłem bransoletkę.
- Pasuje idealnie, dziękuję jest naprawdę śliczna. Tylko, że ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie szkodzi, twoja obecność w zupełności mi wystarczy. - Chyba lekko się zaczerwieniłem, bo z tym wyznaniem mogło być trochę za szybko. Jakoś w tej chwili nie za bardzo kontrolowałem słów. Kiedy rozmyślałem nad tym co przed chwilą powiedziałem do Van dziewczyna zbliżyła się do mnie i złożyła pocałunek na moim policzku. Momentalnie na mojej twarzy pojawił się mega smile. Wpatrywaliśmy się tak w siebie do momentu kiedy dziewczyna nie dostała sms'a.
- Przepraszam ale muszę już iść. - Powiedziała z niezadowoloną miną.
- Coś się stało?
- Nie tylko przyjaciółka potrzebuje mojej pomocy.
- Poczekaj odwiozę cię.
- Dobrze. - Podnieśliśmy się z miejsca i ruszyliśmy w kierunku gdzie zostawiłem samochód.
Całą drogę siedzieliśmy w ciszy mimo że miałem jej tyle do powiedzenia. Będąc na miejscu niestety nadszedł czas pożegnania, wysiadłem szybko z samochodu aby otworzyć drzwi Van. Kiedy odprowadziłem ją pod drzwi jej mieszkania stanąłem na wprost niej i spojrzałem w oczy.
- Wiesz, że nie zobaczymy się przez prawie pół roku? - Zacząłem.
- Tak, wiem.
- Bardzo żałuję, że nie mogłem poznać cię wcześniej, mam ci jeszcze tyle do opowiedzenia.
- Ja również. To co jutro na skypie?
- Jasne będę czekać.
- Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj, było mi bardzo miło. Będę tęsknić.
- Ja też. - Miałem do niej podejść ale wyprzedziła mnie i kolejny raz dzisiaj pocałowała mnie w policzek. Na koniec wymieniliśmy się uściskami i po chwili zniknęła już za drzwiami.
Perspektywa Samanty.
Początek dnia zaczął się dość miło. Kiedy wstałam na dole siedział już tata z kubkiem kawy w ręku. Wyściskałam się z nim i zrobiłam sobie śniadanie. Gawędziliśmy sobie tak do momentu kiedy Louis nie zszedł do nas. Lou przywitał się z moim ojcem, który nie za bardzo wiedział co się dzieje. Wytłumaczyłam mu wszystko, a on tylko życzył nam szczęścia. Za to właśnie kochałam mojego tatę, był strasznie tolerancyjny i robił wszystko abym ja i Liam byli szczęśliwi.
Na imieninach cioci Victorii atmosfera była dość napięta, było tak jak przewidywał Louis ale tylko do momentu aż na stole nie pojawiły się procenty. Potem wszyscy się rozluźnili i nikt nie zważał na to jak wcześniej potraktował mnie Lou. Na „imprezie” nie posiedzieliśmy za długo, bo przed 18.00 mieliśmy samolot do Londynu. Pożegnaliśmy się z całą rodzinką i wraz z rodzicami udaliśmy się do domu. Kiedy byliśmy już spakowani było około godziny 16.30 więc pomału musieliśmy się szykować do wyjścia, bo czekała nas odprawa itd. Louis wziął nasze walizki, a ja bagaż podręczny i zeszliśmy na dół gdzie czekali już na nas rodzice.
- Będę tęsknić mamo. - Przytuliłam rodzicielkę do siebie.
- Ja również, obiecaj że wkrótce nas odwiedzisz.
- Jasne, przy każdej najmniejszej okazji. - Wyściskałyśmy się z całej siły i obdarowałyśmy pocałunkami w policzki.
- To co zbieramy się? - Zapytał tata, który miał nas zawieźć na lotnisko.
- Tak, już. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.
- Tylko ją tam pilnuj Louis. - Mama zwróciła się do mojego chłopaka.
- Oczywiście. - Odpowiedział i ruszył za moim ojcem do samochodu.
- Pa mamo.
- Pa Sami, trzymaj się i wyściskaj Liam'a.
- Jasne. - Pokiwałam jej i ruszyłam w stronę samochodu.
Louis z tatą siedzieli już na przodzie, a ja zajęłam tyły. Droga przebiegła nam dość szybko, gdyż lotnisko znajdowało się niedaleko domu. Będąc na miejscu pożegnałam się z tatą jak i również Lou i ruszyliśmy na odprawę. Oczywiście nie obyło się bez fanek. Już widzę jutrzejsze okładki czasopism „Louis Tomlinson przyłapany z dziewczyną przyjaciela.” czy coś w tym stylu, ale w tym momencie miałam to głęboko gdzieś więc po prostu czekałam aż będziemy mogli wejść do samolotu. Kiedy wreszcie nadszedł ten oczekiwany moment razem z Lou zasiadłam na tyłach samolotu i wtuliłam się w niego.
- Pamiętasz jak lecieliśmy razem na Hawaje? - Zapytał się kiedy wznosiliśmy się już w powietrzu.
- Oczywiście, nigdy bym nie zapomniała.
- Musimy kiedyś to powtórzyć.
- Byłoby super. - Uśmiechnęłam się na same wspomnienie kiedy to z całym 1D wybraliśmy się na wakacje na tą piękną wyspę. Spędziłam tam z Lou chyba najpiękniejsze chwile życia, zacząwszy od słodkich kolacjach, a kończąc na upojnych nocach. Lot minął dość spokojnie, przez cały czas patrzałam przez okno i podziwiałam widoki oraz wymieniałam się z Louim krótkimi spojrzeniami i całusami.
Po podróży byliśmy trochę zmęczeni więc szybko złapaliśmy jakąś taksówkę tak aby nikt nas nie zauważył i pojechaliśmy do domu.
Będąc już na naszej posesji złapałam za klamkę drzwi wejściowych będąc pewna, że będą otwarte, gdyż pozostali powinni już być w domu, jednak tak nie było. Spojrzałam tylko na Lou, który wzdrygnął ramionami i podał mi swoje klucze.
- Jest tu kto?!! - Lou wydarł się po przekroczeniu progu. Nikt nie odpowiedział co znaczyło, że jeszcze nie przyjechali. - Zadzwonię do Hazzy. - Oznajmił mi i wybrał numer do przyjaciela. W czasie kiedy Lou rozmawiał z lokowatym udałam się do toalety załatwić potrzebę. Kiedy zeszłam na dół Lou już zajadał się marchewką.
- To gdzie są chłopacy? - Zapytałam go.
- Musieli zostać jeszcze jeden dzień, bo Niall poznał jakąś dziewczynę i koniecznie musiał się z nią spotkać. - Wszystko mi wytłumaczył.
- Czyli dzisiaj cały dom mamy dla siebie? - Chytrze się uśmiechnęłam.
- No na to wygląda.
- To chyba skorzystamy z okazji co? - Popatrzyłam wyczekująco na Lou.
- Na pewno chcesz? - Zapytał.
- Jeszcze się pytasz... - Podeszłam do niego i wyrwałam mu marchewkę.
- Ej oddawaj!!
- To ją sobie weź. - Zaczął mnie gonić, a ja uciekłam do kuchni jednak od razu mnie złapał i posadził na blacie.
- Dobra weź już sobie tą marchewkę.
- Wolę ciebie. - Odłożył warzywo na bok i zaczął delikatnie muskać i lizać moją szyję. Po chwili zerwał ze mnie koszulkę i kontynuował czynność lecz tym razem na dekolcie i brzuchu. Kiedy już zaczął rozpinać mi spodnie ja niechcący zahaczyłam ręką o kubek, który spadł i roztrzaskał się o kafelki.
- Lepiej chodźmy do mojego pokoju. - Uśmiechnął się i wziął mnie na ręce. Nie przedłużając zsunął ze mnie spodnie i zaczął całować po udach. Momentalnie świat zaczął wirować mi przed oczami. Poczułam, że jego ręce wędrują po moim brzuchu zbliżając się do moich piersi. Lou rozpiął mi stanik i zaczął je pieścić. Pojękiwałam cicho co pokierowało Louis'a do dalszego działania. Zaczął delikatnie ssać moje sutki, wplotłam ręce w jego włosy i zaczęłam szybciej oddychać. Jego ręka wodziła po moim brzuchy lecz po chwili znalazła się w moich majtkach. Lou zaczął zsuwać mi ostatnią część garderoby.
- Na pewno tego chcesz? - Spojrzał niepewnie w moim kierunku. Wywróciłam tylko oczyma i przejęłam inicjatywę. W ekspresowym tempie ściągnęłam jego koszulkę i zaczęłam lizać jego umięśniony tors. Z każdą sekundą schodziłam coraz niżej do 'przyjaciela' Lou. Będąc u celu zaczęłam całować jego 'marcheweczkę' przez spodnie, czułam jak z każdą chwilą nabrzmiewa i podnosi się. Nie przedłużając ściągnęłam z niego spodnie, a zaraz po tym bokserki. Chwyciłam w ręce jego przyrodzenie i zaczęłam jeździć w górę i w dół nadając przy tym coraz większe tempo, Lou oddychał coraz głośniej. Kiedy 'przyjaciel' Lou przybrał już wystarczające rozmiary wygodnie ułożyłam się na plecach i rozłożyłam nogi dając sygnał na to, że jestem gotowa. Louis usiadł na mnie okrakiem i wszedł we mnie powoli i delikatnie. W końcu poczułam go w sobie. Zaczął wykonywać stopniowe ruchy ale z każdą minutą przyspieszał. Było mi tak niesamowicie dobrze, krzyczałam wniebogłosy. Kiedy poczułam, że wkrótce dojdzie do 'wybuchu' Lou wyszedł ze mnie, gdyż nie chcieliśmy aby skończyło się to wpadką. Postanowiłam ulżyć mu ustami. Chwyciłam go w usta i wykonywałam ruchy w górę i w dół, Lou sam postanowił wyznaczać tempo więc złapał mnie za włosy i pokierowywał jak mu było wygodnie. Zaraz po tym Louis wybuchł jak fontanna.
- Kocham cię. - Wyszeptał kładąc się obok mnie.
- Ja ciebie też. - Czule pocałowałam go w usta.
- Idziemy pod prysznic?
- Z tobą zawsze. - Uśmiechnęłam się i udaliśmy się do łazienki.
Nawzajem wymyliśmy się pieszcząc przy tym.
Gotowi położyliśmy się w łóżku i zasnęliśmy wtuleni w siebie.
___________________________________
No i w końcu mamy 15!! ; ]]
Sorrki, że dodaję dopiero teraz ale wiecie nauka i takie tam..
W tym rozdziale trochę gorąco się zrobiło ale to na wasze życzenie.
Mam nadzieję, że wam się podoba.
Dziękuję za ponad 4000 tys.wejść, mam mega podjarkę ;D
Następny postaram się dodać za 5 dni, bo widzę, że metoda 15 kom. = NN nie wyszła na waszą korzyść więc nie będę was już tak męczyć.
Jeszcze raz dziękuję za wszystko i do następnego. ♥♥♥
No, no nie powiem gorąco się zrobiło :) Lou i Sam są idealną parą. A co do Nialla i Van to szkoda, że już się nie zobaczą, ale na pewno będą się ze sobą kontaktować ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na następny! x
super rozdział, naprawdę ;)
OdpowiedzUsuńmega! najlepszy! ;)
zapraszam do siebie: http://nie-po-kazdej-burzy.blogspot.com/
zostaw po sobie ślad ;)
świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że bd coś więcej między Niall'em a Vanessą ;D
Niall i Vanessa. Mmmm... ;* To było takie romantyczne;d A Niall był do prawdy słodki. Mam nadzieję, że się spotkają po trasie!
OdpowiedzUsuńLou i Sami. ahhh;d Przeszłaś samą siebie. Jestem w takich głębokim szoku, że nie wiem co napisać ;d
Cudeńko ;*
Zgadzam się w 100% (:
UsuńSorry ze tak krudko ale brak czasu... chyba rozumisz?!
Obiecujen wszystko nadrobić:D
świetnee ^^ ;3
OdpowiedzUsuńzaprszam do mnie http://onedirectionclaudiastylinson.blogspot.com/ ;)
Nie, tylko nie to ! Niall, nie opuszczaj Van. A co do Samanty i Louisa. Uf, zrobiło się w pokoju o jakieś 20 stopni więcej ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest zarąbisty.Jeszcze ta scenka z Sami i Lou :**.Mam na dzieje ze Niall bedzie z Van.Czekam na kolejny rozdział:))
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytam twojego bloga i bardzo mi się spodobał :]
OdpowiedzUsuńNo nie powiem, fantazję to ty masz :P
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :]
http://toogoodtoolose.blogspot.com/